"Przyczyna zachwytu w młodości, rozpaczy w wieku dojrzałym,
pociechy na starość".
-
Gioacchino Rossini o muzyce Mozarta-




piątek, 12 kwietnia 2013

Całkiem dawna Halka reżyserii Natalii Korczakowskiej



Sporo czasu minęło od ostatniego mojego wpisu. Z przyczyn typowo technicznych (patrz: lenistwo) nie podzieliłem się operowymi wrażeniami, a tych oczywiście nie brakowało (choć nie wszystkie były euforycznie pozytywne). Zdecydowanie niełatwo jest pisać o tym co wydarzyło się paręnaście miesięcy temu. No ale co zrobić, chciałem to mam! Słaby pod względem muzycznym Holender tułacz a w zasadzie Latający Holender, żenująca pod względem reżyserskim Manon Lescaut (tej opery szczególnie mi żal, jako, że jest to jedna z moich ulubionych w ogóle),  świetna Turandot i całkiem nieładna Łucja z Lammermooru, ale za to nadrabiająca i to bardzo doborem obsady! Trochę tego było, całej plejady odczuć jeszcze więcej.

Postanowiłem jednak napisać o moniuszkowskiej Halce. Wspominałem kiedyś o tym, iż jest to zdecydowanie moja operowa faworytka tegoż kompozytora. Dramatyczna, wzruszająca i niesamowicie melodyjna! Uwspółcześnioną wersję chciał tym razem pokazać Teatr Wielki Opera Narodowa, ogłaszając zerwanie z "sumiastym wąsem" i folklorem. Trzeba przyznać, że wyzwanie było ogromne. Liczne pokłady odwagi w ekipie były jak najbardziej wskazane, wręcz wymagane. Moim skromnym zdaniem reżyserka - Natalia Korczakowska poradziła sobie z tym zadaniem (choć zdaję sobie sprawę z tego, że ilość zwolenników tego przedstawienia jest pewnie mniejsza niż przeciwników). Spektakl w zasadzie był spójny i logiczny (choć zdarzały się pewne sprzeczne potknięcia). Nie uniknięto też przeładowania opery licznymi metaforami. Tarzający się Jontek w ziemi jako ten pochodzący z nizin społecznych, czy śpiąca grupa nieruchomych, giewontowskich rycerzy. Do tego rolkarze, misie z Krupówek, faun, a wszystko to na torze rolkowym wśród biedoty wiejskiej, no i „matrixowski” wiejski kościółek . Za dużo szczęścia na raz.

Świat Janusza i Zofii ukazany został w białym, sterylnie czystym  i higienicznym wnętrzu wśród rzędów białych płytek łazienkowo-kuchennych. Motyw „czystości”, swoistej niedostępności klas wyższych dla pospólstwa został spotęgowany sceną, kiedy to Janusz rozmawiając z Jontkiem z obrzydzenia wycierał sobie obsesyjne dłonie chusteczkami. Jednak jak słusznie zauważył mój znajomy – jak w takim razie Janusz uwiódł Halkę, którą de facto się brzydził? Pochodziła przecież z tej samej grupy społecznej co Jontek.
Cudowną Halką była Wioletta Chodowicz - wzruszająca  od pierwszych dźwięków do samego końca, choć aktorsko bywało różnie. Genialny pod względem śpiewu Jontek w postaci Rafała Bartmińskiego, który podczas mojego pierwszego spektaklu z powodu choroby tylko błąkał się po scenie z wymuszoną miną cierpiętnika (śpiewał wówczas wprost z kanału orkiestrowego Tadeusz Szlenkier, do którego niestety nie mogę się przekonać). Bardzo dobry i wiarygodny Janusz (Artur Ruciński) wraz z uroczą Zofią (Małgorzatą Pańko, choć nie zawsze słyszalną, a szkoda! ) dopełniali dostatnio pod dyrekcją świetnego Łukasza Borowicza poziom spektaklu.
Mazur był, a jakże, były i tańce góralskie podczas których dziewięćdziesiąt procent publiczności dygała sobie kolankami w rytm muzyki. Wszystko to bajecznie wytańczone przez Polski Balet Narodowy, (choć podobno mazur zatańczony bez pas de marche czyli charakterystycznego kroku dla tego właśnie tańca). Było to niezwykle przyjemne dla oka i ucha (w przeciwieństwie do wersji wrocławskiej). Ciekawym zabiegiem kostiumowym było połączenie elementu sarmackiego - pasa kontuszowego wraz ze współczesnym smokingiem. Humorystycznym akcentem natomiast była dyskotekowa panienka-turystka (całkiem niesłusznie nazwana w niektórych recenzjach tirówką), która w ferworze zabawy i radości dołącza do układu choreograficznego górali.
Na zakończenie mała ciekawostka: Halka nie utonęła, choć uparcie tak chór twierdził. Anielski pocałunek śmierci załatwił sprawę. Jakiś pomysł w tym był, czy dobry? Do dzisiaj tego nie potrafię ocenić.

źródło fotografii: http://www.teatrwielki.pl/